Home Festiwale Wrocławski Festiwal Dobrego Piwa 2014
Wrocławski Festiwal Dobrego Piwa 2014
Kacper Groń maja 12, 2014 5
Można uznać, że na tym festiwalu byli prawie wszyscy... Prawie, bo małemu gronu osób niestety nie udało się dotrzeć. Na przeddzień rozpoczęcia wielkiego picia we Wrocławiu, w Internecie roiło się od zapowiedzi i zdjęć z miejsc z Festiwalem związanych. Aż człowieka skręcało w środku na widok piwnych premier dostępnych we Wrocławiu. Koniec końców i my dotarliśmy na dolnośląska ziemię by spróbować nowych piw i spotkać się ze znakomitymi ludźmi.
Sobota powitała nas deszczem, a pogoda za oknem Polskiego Busa zmieniła się dopiero w okolicach Opola. Dojeżdżając do Wrocławia słońce miło grzało w głowę, mieszając się co chwilę z zimnymi podmuchami wiatru. Gdy już w końcu dotarliśmy na teren Festiwalu Dobrego Piwa, który w tym roku zmienił lokalizację i odbywał się przy Stadionie (tym, który był też na Euro), wpierw musiałem się poddać rewizji plecaka i surowemu spojrzeniu ochroniarzy. Bez problemów udało nam się wejść i od razu dowiedzieliśmy się, że za chwilę miało zabraknąć tegorocznego festiwalowego szkła, jakim było Teku. Ostatnie kielichy znajdowały się jeszcze gdzieś na stoiskach browarów, ale o godzinie 12:30 (bo wtedy dotarliśmy), były to ilości mocno śladowe. To już może zaświadczyć o popularności 5. Festiwalu Dobrego Piwa.
Na miejscu spotkaliśmy się z wieloma znajomymi osobami i w związku z tym przeprowadziliśmy małą akcję fotograficzną, która wg. niektórych promowała Browar Birbant, a wg. innych była to promocja Browaru Domowego Absztyfikant (dla obu browarów gorące pozdrowienia). Wzięliśmy ze sobą wycięte kartonowe wąsy, by fotografować ludzi w stylu like a sir, co sprawiało wiele radości. Niektórym nie trzeba była dodawać wąsów - polska scena piwowarska jest bardzo bogata w ten rodzaj zarostu. I tak sfotografowaliśmy m.in. Ziemka Fałata, Simona Martina z Real Ale/Craft Beer, Bartka Napieraja, Masona, Marka Putę czy Marka Bakalarskiego. Wśród nich znaleźli się także Piwomani oraz grono znajomych osób.
Browary zaprezentowały w tym roku zaskakującą liczbę nowości - najciekawszymi z nich były m.in. Oki Doki, czyli Lager Nowozelandzki z Browaru Pinta, dwa nowe piwa z Browaru Gościszewo, Blood IPA z Browaru Widawa, Browan Ale z Hausta oraz RIS z tego samego browaru, a piwem które najbardziej mi zasmakowało zostało Funky Brett Artezana - piwo fermentowane z użyciem dzikich drożdży.
Nie będę rozpisywał się długo na temat smaku każdego z piw - kto był ten spróbował, kto nie - temu pewnie będzie dane. Zresztą - nie chcę Wam zabierać radości z poznawania czegoś nowego. Wspomnę tylko kilkoma słowami o smaku i ogólnym wrażeniu.
I tak - mocno zaskoczył mnie Pils z Browaru Engel - bardzo wyrazista goryczka i wyśmienity chmielowy aromat. Aż sam się zdziwiłem dlaczego nie sięgam po niemieckie piwa.
Przewrót Mleczny próbowany jako kolejny był trochę odmienny od tego serwowanego z pompy w Piwotece - bardziej wodnisty, trochę bardziej palony, ale nadal bez ciała. W sumie to piwo dobre na lato, tylko określenie Double Chocolate Milk Stout tu niezbyt pasuje.
Oki Doki z Browaru Pinta to świetnie pachnący lager - w aromacie cytrusy i chmiel, w smaku wyraźna goryczka i orzeźwiający charakter. Dobre piwo.
Funky Brett fermentowane przez dzikie drożdże o kwiatowo-owocowym aromacie i lekkim, trochę brzoskwiniowym smaku spowodowało wielkiego banana na mojej twarzy. To lekkie piwo było naprawdę Funky!
Żytnia IPA była dość ciekawa - gęsta, z wyraźnym żytnim akcentem i wyraźną goryczką - chętnie spróbowałbym więcej.
Galaktyka Piwnix, czyli Cascadian Dark Ale z Browaru Podgórz smakowało dość stoutowo - lekkie, chwilami wodniste, z wyraźną czekoladą oraz chmielowością. Jak na premierowe piwo nowego browaru - było ok.
Pils z Gościszewa z chmielem Mandarina Bavaria pozytywnie nas zaskoczył - lekki, dobrze goryczkowy z owocowym akcentem w aromacie - chętnie kupię butelkę, kiedy tylko będzie.
Brown Ale z Hausta - orzechowy, dość lekki i z wyraźnym ciałem, chociaż mimo tego Karolinie nie zasmakował.
Triple Blond - to piwo faktycznie pachnie gumą balonową! W dodatku cena 2zł za 0,2l robi duże wrażenie. W smaku drożdżowe, belgijskie akcenty, po których pojawia się wyraźna alkoholowość gryząca w podniebienie - trzeba zakupić i leżakować, innego rozwiązania na poprawę smaku nie ma.
Blood IPA z Widawy - bardzo ładna czerwona barwa, do tego i w aromacie i w smaku mnóstwo chmielu. Aż sami w pewnym momencie stwierdziliśmy, że obecne IPA smakują w większości tak samo, różniąc się jedynie drobnymi szczegółami.
A na sam koniec Bock z Gościszewa chmielony Hallertau Cascade - jak na koźlaka, styl którego nie lubię - bardzo dobre piwo. Wyraźnie karmelowe i słodowe, ze znaczącą chmielowością - ma charakter ten kozioł!
Po degustacji tych wszystkich piw, wśród których (jak policzyłem) zabrakło m.in. Kinky Ale z Doctor Brew, Robust Portera z Birbanta czy Piwonauty z Hausta (niestety - wszystkiego nie da się wypić), wybraliśmy się na Wrocławskie Warsztaty Piwowarskie, gdzie można było spróbować m.in. takich cudów, jak domowy Żytni Witbier, Ryżowe Ale i Dyniowy Stout. Miło porozmawialiśmy z kilkoma piwowarami i wymieniliśmy kilka uwag na temat naszej drugiej domowej warki.
I gdy nastała godzina 18 zrobiły się już takie tłumy, że w pewnym momencie z wrażenia stłukłem butelkę Piwonauty z Hausta przedzierając się przez kolejkę przy stoisku AleBrowaru. Cóż... jak się to mówi: pijesz przez słomkę czy ja mam zlizywać pierwszy? Straciłem 10zł i to było już wystarczający powód by zmęczonym po całym dniu zwijać się z terenu festiwalu.
Porównując i oceniając w stosunku do edycji ubiegłorocznej: na pewno festiwal odwiedziło dużo więcej osób niż w roku poprzednim - szkło rozeszło się całkowicie prawie pierwszego dnia, w sobotę Browarowi Szałpiw skończyło się piwo, a w okolicach godziny 18. kolejki sięgały 30-40 minut czekania. Miłym akcentem były płukarki, dzięki którym można było wyczyścić szkło, bardziej logicznie ułożone były też stoiska, które jednak w pierwszym momencie były dla mnie totalnym chaosem (ale koniec końców się odnaleźliśmy). Bogata strefa gastronomiczna oraz strefa chill out'u też dobrze umilały czas. Powiedzmy tak: było dobrze, podobało nam się, choć brakowało fajnego, leśnego klimatu miejsca (ale był to chyba jedyny minus). Liczba osób powodowała w pewnym momencie dreszcze - co można rozpatrywać jako wzrost zainteresowania dobrym piwem i to jest bardzo dobry znak! Najlepszą ze wszystkich rzeczy była możliwość spotkania ze znajomymi i zamienienia czasem nawet tylko kilku słów. Wszak nie samym piwem człowiek żyje... Niech każdy oceni tegoroczny festiwal według swoich wrażeń - ja tylko chcę podziękować wszystkim, których spotkaliśmy i śmiało powiedzieć: za rok też przyjedziemy! :)