poniedziałek, 13 października 2014

Austriacki zakonnik na polskim zamku - Engelszell Gregorius


W ostatnie dni moich wrześniowych wakacji, przed rozpoczęciem kolejnego roku studiów, postanowiłem odgrzebać z piwnicy jedno z piw. Zakupione w czerwcu zeszłego roku na Festiwalu Birofilia, trudno dostępne w Polsce, a jednocześnie bardzo ciekawe - bo z jednego z Zakonów Trappistów położonych poza Belgią. W tym przypadku mającego swoją siedzibę w północno-austriackiej miejscowości Engelszell.

Browar w Opactwie Engelszell ma w swojej ofercie tylko dwa piwa - Dubbla o nazwie Benno oraz Belgian Strong Dark Ale - Gregorius, którego butelkę trzymaną przez ponad rok w piwnicy zabrałem ze sobą na pobliski zamek. I nie był on wyborem przypadkowym. Lipowiec to dawny zamek biskupów krakowskich, którego początki sięgają drugiej połowy XIII wieku. Wpierw pełnił rolę warowni obronnej, która ochraniała pobliski szlak handlowy, później nadano mu rolę strażniczą, do której w XV wieku doszła także rola rezydencji krakowskich biskupów. W XV zamek został też znacząco rozbudowany do bliskiej współczesnym czasom formy. Pod koniec wieku nadano mu rolę, którą pełnił przez większość czasu swojego istnienia - więzienia dla duchownych. Trafiali tutaj mniej lub bardziej niegrzeczni braciszkowie i księża, aby odpokutować swoje przewinienia. W XVII wieku zamek strawił pożar, a później zniszczyli go także Szwedzi. Popadający w ruinę, został obudowany w XVIII wieku, a jeszcze przed tym faktem, zamek odwiedził sam Jan III Sobieski kierując się na Wiedeń. Jeszcze w XVIII wieku zamek pełnił rolę domu poprawczego dla duchownych, a już od lat 50. XIX wieku został opuszczony i popadł w prawie całkowita ruinę, z której odratowany został dopiero sto lat później. Obecnie przystosowany jest do zwiedzania,  znajduje się tam także specjalne muzeum. Co roku organizowane są tutaj także turnieje rycerskie oraz Zlot Wiedźm i Czarownic. Dodatkową atrakcją jest położony w pobliżu Skansen w Wygiełzowie - także warty odwiedzenia.

 Zamek otaczają rozległe bukowe lasy.


 Dziedziniec oraz wieża.



Widok z wieży - na zdjęciu Dwór z Drogini (k. Myślenic) pochodzący z 1730 roku.


 Panorama z zamkowej wieży - widok północny.

Tyle o historii zamku - więcej można znaleźć w Internecie albo odwiedzając sam zamek - co bardzo polecam. Mówiąc o przeszłości, powiązanie zamku - rezydencji krakowskich biskupów oraz austriackiego browaru braci Trappistów nie jest więc przypadkowe. Po szybkim zwiedzaniu zamku, na którym byłem od swojego dzieciństwa już wiele razy, postanowiłem znaleźć jakiś cichy kąt i tam oddać się degustacji Strong Dark Ale'a. 

Aromat już od pierwszych chwil zaskakiwał. Wpierw z butelki zaczęły się ulatniać wyraźne drożdżowe oraz porzeczkowe akcenty, do który po przelaniu do szkła doszły także aromaty brzoskwiń, moreli oraz lekkich przypraw. Najbardziej w pamięci utkwiła mi jednak porzeczka - wyraźna i kontrastowa do innych aromatów. Po chwili, gdy ustawiłem szkło w słońcu, moim oczom ukazała się piękna, ciemno-brązowa barwa z bordowymi przebłyskami. Piana niestety niska, ale utrzymująca lekki kożuch na powierzchni piwa. W smaku - delicje! Wyraźny akcenty porzeczek i owoców, do tego wyraźna drożdżowość i lekkie akcenty przypraw. Po chwili trzymania w ustach, w język zaczyna nas miło ogrzewać alkohol, który jest tu jak najbardziej na miejscu - w końcu piwo ma 9,5%, a jednocześnie jest delikatny dla naszych kubków smakowych. Na finiszu pojawiają się także lekkie przyprawowe akcenty. Piwo jest gęste, lepi się do szkła, a przy tym pełne jest ciała oraz porzeczkowych nut - to tak jakby wycisnąć bardzo gęsty sok z krzewu porzeczki. 



I tym sposobem było to moje pierwsze piwo Trappistów, o którym trzeba powiedzieć - było warto! Sam zamek stworzył doskonały klimat do degustacji tego piwa, sącząc je delikatnie można sobie wyobrazić dawnych biskupów przechadzających się po zamkowych pomieszczeniach. Z zamkiem związana jest także legenda - mówi o zajeżdżającej w nocy karecie z dostojnikiem kościelnym, który wysiada na dziedzińcu i udaje się do zamku. Zaraz potem oprawcy ciągną na dziedziniec skutego łańcuchami mnicha, następnie kat podnosi miecz do ścięcia skazańca i w tym momencie wraz z uderzeniem pioruna wszystkie widziadła znikają. Czy jest to prawda? To sprawdzić warto już samemu odwiedzając Lipowiec. Zapraszam!