Pierwsza edycja Silesia Beer Fest stała się historią. Po długim oczekiwaniu i nieśmiałych próbach takich jak Zagłębiowskie Piwobranie - Śląsk i Zagłębie doczekały się festiwalu piwnego z prawdziwego znaczenia. Największy jak dotąd festiwal na Śląsku, czyli Birofilia, przestał już istnieć, stąd jestem usprawiedliwiony w tych słowach. Trzeba podkreślić, że wysiłek osób które podjęły się organizacji festiwalu był niemały - w ciągu trzech dni przez katowicką Fabrykę Porcelany przewinęły się tysiące osób, a oprócz piwa, na miejscu pojawiło się wiele dobrego jedzenia oferowanego przez lokalne foodtrucki.
Festiwal rozpoczął się w piątek i w pierwszych godzinach nie było zbyt tłocznie - bardziej przypominało to kameralność kojarzącą się z Bracką Jesienią, niż z tłumami jakie pojawiają się we Wrocławiu czy Warszawie. Jednak z czasem zaczęło przybywać osób i w piątkowy wieczór Fabryka Porcelany zapełniła się po brzegi - nie inaczej było w sobotę, kiedy już od 15 panował lekki ścisk, a piwo na niektórych stoiskach upływało w zastraszającym tempie. Należy pochwalić organizatorów, którzy wpłynęli na KZK GOP i została uruchomiona specjalna linia autobusowa kursująca z Dworca PKP w kierunku Porcelanowej co 20 minut i to nawet do 1 w nocy! Jak widać spora odległość od centrum Katowic nie wpłynęła znacząco na osłabienie frekwencji, a dzięki temu na festiwalu pojawiło się też mniej przypadkowych osób, chociaż kilka puszek Tyskiego udało się znaleźć w niektórych zakamarkach pomieszczeń Fabryki Porcelany.
Miejsce - bardzo oryginalne w swojej formie i lokalizacji - także świetnie wpłynęło na charakter i atmosferę festiwalu. Industrialne wnętrza, lekko zdrapane ściany dość dobrze łączyły się z przemysłowym klimatem Śląska, a równocześnie mieściły wszystkich spragnionych piwa. Chwilami ciężko było znaleźć miejsce do siedzenia i jedynie to można uznać za mały minus. Zawsze jednak można było wybrać dziedziniec Fabryki, gdzie miejsce na postawienie nogi było więcej. Lekkim minusem była ilość toalet - mimo dodatkowych TOIek wystawionych na zewnątrz, chwilami do każdej toalety stała dość długa kolejka - jest to niestety wina słabego dostosowania miejsca do takich imprez, ale kto wie - może z kolejną edycją festiwalu organizatorzy poprawią ten aspekt.
Jeśli chodzi o piwo, to nie można było narzekać na mały wybór. Na każdym stoisku można było znaleźć jakąś premierę lub nowości zza granicy, jakie oferował dla przykładu Browariat. Na początek warto było wybrać Imperial Pilsa, czyli piwo festiwalowe uwarzone w Camba Bavaria. W aromacie i smaku było tym czym każdy dobry pils powinien być - konkretne, pełne ciała, z aromatem chmielu oraz lekką słodowością - dobre na rozgrzewkę i szybko znikające ze szkła. Kolejnym piwem wartym uwagi był Whisky Stout z Browaru Szpunt - w aromacie bardzo kawowy i czekoladowy, z wyraźnym akcentem torfowości - w smaku lekki, pijalny, bardzo kremowy, z lekkim torfowym finiszem - póki co najlepszy wywar Szpunta. Ice Tea Ale z Beer Brosa zaskoczył mnie wyraźnym ziołowym i herbacianym aromatem, w smaku słodowość przyjemnie mieszała się z akcentami mocnej herbaty - lekkie i dobre na przepłukanie gardła. Kolejnym Pilsem próbowanym tego dnia było piwo z Brokreacji - w aromacie lekkie masełko, słodowość i chmiel, w smaku lekka goryczka i delikatna słodowość. Najlepszym Pilsem był jednak ten z Kraftwerku, czego zasługą jest receptura Marka Rednchena - w aromacie potężna dawka chmielowości, w smaku przyjemna goryczka i wyrazisty charakter - to piwo było świetnym przykładem na to, że nie warto rezygnować z tradycyjnych, zapominanych czasem stylów.
Hopium oferowało dwa ciekawe piwa - Jana Hibisbacha, czyli Pale Ale z hibiskusem - w aromacie hibiskus, dzika róża oraz lekka stęchlizna, w smaku owocowość, lekka słodycz i akcenty dzikiej rózy - bardzo przyjemne mimo małej wady, oraz Papryka Swayze - Pale Ale z papryczkami chili - w aromacie nic nie zdradzało istnienia papryczek w tym piwie - lekkie cytrusy, żywica, jednak w smaku to piwo miało kopa - wpierw lekko słodowe i owocowe, później atakowało wyraźną ostrością chilli - dla mnie bomba! Browar Hajer na festiwal przygotował wędzonego Amber Ale, czyli Hicę - w aromacie lekka chmielowość oraz bardzo delikatna wędzonka, która w smaku była już wyraźniejsza i bardzo dobrze współgrała z karmelowością i lekką goryczką. Blend Hicy i Dymów Cwajki z Redena dawał bardzo ciekawy rezultat. Maras, czyli Stout z Hajera był równie dobrym piwem - aromacie palony i bardzo kawowy, w smaku dawał kopa niczym espresso z rana.
Lapsang Brown Ale z Fabrica Rara zaskoczył mnie przyjemną mieszanką wędzonki, orzechów oraz bakalii, w smaku bardzo gładki i pijalny. Smok, czyli Czech IPA z Beer City niestety zawodziła aromatem i smakiem - było to coś w stylu Werther's Original w płynie - myślę, że dalszego komentarza nie potrzeba. Dużym zaskoczeniem było piwo 80 minut, czyli American Rye Pale Ale ze Spirifera - w aromacie lekko żywiczne oraz slodowe, w smaku pełne, wyraziste, z wyraźnie zaznaczoną goryczką oraz lekką karmelowością. Trzeba przyznać, że chłopaki podnoszą się powoli niczym feniks z popiołów lub niczym bloger na następny dzień po festiwalu.
Na szczególne wyróżnienie zasługują trzy piwa: Blakcyl z Trzech Kumpli za świetny balans, paloność i wyśmienite akcenty czekolady oraz żywicy, Sputnik Cherry Wheat z chorzowskiego Redena za delikatność, rześkość i duże skojarzenia z kwaśnymi piwami owocowymi oraz Wostok, czyli Barrel Aged Whisky Stout urzekający swoim aromatem, ułożeniem się oraz bogactwem smaków - Paweł oby tak dalej!
Dużo ciekawych piw oferował Browariat - wśród nich udało się spróbować Berliner Weisse z amerykańskiego browaru Urban Chestnut - kwaskowe, lekko jogurtowe, w smaku z lekkimi akcentami porzeczki i malin, Negroni Saison z Partizana, który miał imitować popularny drink Negroni - bardzo przyprawowy i ziołowy w aromacie, w smaku lepki, lekko miętowy, z lekkim akcentem campari, piołunu oraz kojarzący się bardzo z Wermutem. Świetnymi piwami były także Londoun Raspberry Sour z Kernela - jedyna beczka w Polsce, Chestnut Ale z dodatkiem mączki kasztanowej - w aromacie lekko orzechowe i bardzo chlebowe, podobne w smaku z wyraźnym akcentem orzechów oraz London Brick Red Ale z Kernela - mieszanka świerkowych gałązek i karmelowych akcentów.
Negroni Saison z Partizana. |
Jak widać dobrych piw nie brakowało i przez wszystkie dni festiwalu nie było ani chwili nudy. Bogaty program wykładów zapewniał dobrą rozrywkę przy kolejnych degustowanych piwach, a duża liczba znajomych zapewniała długie i chwilami niekończące się rozmowy.
Warto zauważyć, że na festiwalu było także wiele osób dopiero wkraczających w świat piwa - one także miał z czego wybierać. Dużo takich osób można było spotkać na stoiskach Browaru Zamkowego z Cieszyna, Browaru Reden czy Browaru Na Jurze. Dużą kontrowersją była nieuczciwa konkurencja, jaką zastosował świętochłowicki Reden, który w piątek wszystkie piwa sprzedawał za 4zł, podczas gdy średnia cena za 0,3 l piwa na innych stoiskach wynosiła 7-8 zł. Takie zaniżenie cen wywołało wzburzenie w szerokim gronie wystawców.
Koniec końców, poza małymi, ale zauważalnymi minusami, festiwal należy uznać za bardzo udany - frekwencja nie była mała, odpowiednia ilość dobrego piwa i jedzenia została zapewniona, a miejsce na pewno wszystkim utkwiło w pamięci. Mam nadzieję, że już na wiosnę uda się zorganizować kolejną edycję Silesia Beer Fest, a sam festiwal zacznie coraz szerzej budować swoją markę. W końcu Śląsk to pozytywna energia i pozytywni ludzie - oby Silesia Beer Fest stała się też taką pozytywną maszyną zmian w regionie.
Hasło festiwalu: Bardzo proszę :) |
Duże stężenie blogerów na metr kwadratowy grozi wybuchem... |
Kuba z The Beervault podpisuje koszulkę Darka z Piwnych Degustacji, którą ma zostać wystawiona na WOŚP. |
Negroni Saison. |
Lapsang - Brown Ale z dodatkiem wędzonej herbaty. |
Karmelowy Smok z Beer City. |
Dobre żytnie Pale Ale ze Spirifera. |
Kosmiczna oferta chorzowskiego Redena. |