poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Warszawski Festiwal Piwa 2016 - edycja wiosenna


Kolejna edycja Warszawskiego Festiwalu Piwa za nami. Wyraźnie pokazała, że to właśnie w stolicy udało się stworzyć najbardziej profesjonalny i dograny pod każdym względem festiwal, na którym pojawiają się najważniejsze i najatrakcyjniejsze polskie browary. To już powoli tradycja, że w kalendarz wpisuje się zawsze wiosenną i jesienną edycję warszawskiego festiwalu. Zwłaszcza, że co kolejną edycję stadion Legii wypełnia się coraz większą liczbą osób.

Na wiosennej edycji można było spotkać zarówno starych weteranów, jak i też trochę "świeżaków". Były kontrowersje za sprawą premiery piwa Wiesława Wszywki, były ogromne tłumy w kolejce po leżakowane piwa z Artezana, był płacz i wydawanie ostatnich oszczędności na pyszności z Omnipollo, a także kompletne rozoranie systemu przez Widawę i jednoczesną premierę 4 leżakowanych piw i jednego Imperial Stouta! Słowem - o to właśnie chodziło.

Miłym zaskoczeniem jest rzecz, która najbardziej zarysowała się właśnie na tej edycji - stoiska browarów i ich charakter. To nie są już zwykłe namioty, ani rollbary, to są już powoli dzieła festiwalowej sztuki. Jak wiadomo - wszystko zaczęło się od AleBrowaru i ich stoiska od Większe Pół. Teraz swoimi stoiskami popisywały się Pinta, Kingpin, Pracownia Piwa, Inne Beczki, Maryensztadt czy Podgórz & Strefa Piwa. To bardzo dobry kierunek, bo dzięki temu polskie rzemiosło staje się coraz bardziej rozpoznawalne, a jednocześnie odchodzi od bylejakości doskonaląc się nawet pod względem stoisk.


Jak wiadomo - festiwal to zawsze wysyp premierowych piw. Spośród wszystkich próbowanych największe wrażenie zrobiły na mnie Gose z Innych Beczek, Czerwona Strzała od Podgórza, kooperacja Kingpina z Pracownią Piwa, a także Afficionado od Kingpina, super lekkie Table Brett Pinty, Redneck Citra z Setki i Sour Pale Ale z Olimpu. Jeśli chodzi o ciężkie piwa - Smoky Joe niestety uciekł mi z kranu nim zdążyłem go spróbować, Kazimierz Artezana był wyśmienitym piwem, Transformator już niestety mniej i był wyraźnie rozdygotany w smaku, a Bourbon Imperial Wild Kiss w zacny sposób domykał moją festiwalową przygodę. Co trzeba przyznać - królowały kwasy - szczególnie te od SzałPiwu, a także "leżaki", przy których spokojnie można było stracić równowagę. 

Duże wrażenie zrobiły na mnie włoskie piwa - Gose od Birra Amiata było świetnym orzeźwieniem pomiędzy kolejnymi piwami, a Zona Cesarini od Toccalmatto była jedną z najlepszych IPA jakie piłem dotąd w życiu - cudo!


Świetny klimat, dużo spotkań ze znajomymi i jeszcze więcej dobrego piwa - teraz pozostaje tylko czekać do edycji jesiennej, która wydaje się rysować w jeszcze ciekawszy sposób niż wszystkie poprzednie ;) 

A dla spragnionych zdjęć - proszę bardzo. Oglądajcie!






Nowa era barrel-agingu u Szałpiwu ;)
Hopsbant Fresh IPA - Birbant
Złoty Pisiont Pils i piękne szkło Artezana.
Grodziskie kooperacji AleBrowaru i Nepomucena.



Randall na stoisku Podgórza.
Galeria nalewaków na 3. piętrze.










A to jakiś debiutujący bloger... ;)


Na festiwalu znalazło się też miejsce dla kolekcjonerów.

Kierunek: dobre piwo!


To chyba znowu jakiś bloger... 
Chcieliście puszek w polskim crafcie? To macie! (szkoda, że to tylko atrapy).

Tak się leje najbardziej wyczekiwane piwo Artezana - Transformator!
A tak wygląda w szkle. Jeśli chodzi o smak - czuć wyraźne dwa oddzielne piwa - z jednej strony paloność i czekoladę od Samca, a z drugiej wędzonkę i słodowość Preparatu. Wielka szkoda, że te smaki nie połączyły się w jeden.
Zona Cesarini - piwo, które polecano mi 3 lata temu, a dopiero teraz je spróbowałem. Świetne - polecam!

Była też pora na autografy "Wschodzącej gwiazdy"... ;)


Pomyślcie jaka będzie walka w sklepach o te butelki.
"Zrób mi takie zdjęcie, żebym był piękny i było widać że lubię piwo."


 A dla tych, którzy dotarli do końca, mały bonus z zaplecza wrocławskiej Profesji ;)