Zawsze kiedy zbliżają się święta Bożego Narodzenia, browary masowo wypuszczają na rynek słodkie, korzenne, ciemne piwa nazywając je mianem "Świątecznych". Całe szczęście w ciągu ostatnich dwóch lat trend ten się nieco zmienił i oprócz standardowych ulepków można też trafić na bardzo przyjemnego Stouta lub przyprawionego oryginalnymi dodatkami Black Ale. Wyraźnie w tej kategorii wyróżnia się Browar Birbant ze swoimi dwoma wędzonymi piwa: P.I.S & Love, które zostało uwarzone w 2015 roku oraz Sheep Shit stworzonym na święta 2016 roku. Peated Imperial Stout swoją nazwą wyraźnie zarysował się wśród wszystkich premier 2015 roku, a ja postanowiłem dodatkowo poleżakować butelkę i wyjąć z piwnicy, kiedy szerokie grono zapomni o tym piwie. By utrzymać kontrowersję i po raz kolejny stworzyć oryginalne piwo, Browar Birbant w 2016 roku uwarzył Smoked Extra Stout, do którego słody zostały uwędzone przy udziale suszonych owczych odchodów. To tradycja zaczerpnięta z Islandii, gdzie z powodu małej ilości drzew, do wędzenia używa się właśnie owczych "bobków". Po raz kolejny mocne zaskoczenie nazwą i pomysłem na samo piwo - szkoda tylko tych osób, które pijąc Sheep Shit szukały w nim "gównianych" aromatów.
O oprawę graficzną obu piw zadbało Flov Creative z Wrocławia i trzeba przyznać, że etykiety P.I.S & Love oraz Sheep Shit szczególnie wyróżniają się z portfolio Browaru Birbant. Dużo detali, symetryczna kompozycja z głównym bohaterem w centrum wydarzeń, którym wpierw jest niegrzeczny rubaszny Mikołaj, a później nieco ironiczna i drwiąca z odbiorcy Owca, do tego kilka motywów nie pozwalających zapomnieć o świątecznym charakterze piwa, a także zarys dymu unoszącego się gdzieś pomiędzy tym wszystkim. Etykieta dopracowana w 100%. Co cieszy jeszcze bardziej to utrzymanie stylistyki dwóch odmiennych od siebie piw, dzięki czemu stanowią one niejako świąteczną serię Birbantów. Aż pozostaje poczekać czym piwowarzy zaskoczą w tym roku.
W aromacie P.I.S & Love, które przeleżało aż rok w piwnicy, dominują nuty kawy, gorzkiej czekolady, a także lekkie akcenty spalonych kabli elektrycznych. W smaku wyraźnie gęste, mocno czekoladowe, z wyrazistą nutą beczkowo-torfową oraz lekko wytrawnie zarysowanym finiszem. Piwo jest zbalansowane, torfowość nie przykrywa innych akcentów, a dodatkowa słodycz kojarząca się z likierem czekoladowym sprawia frajdę niczym cukierki zrywane z choinki. Całość zwieńczona jest lekko rozgrzewającą nutą szlachetnego alkoholu.
Z kolei aromat Sheep Shit to dużo akcentów czekolady oraz wędzonki przypominającej tlące się ognisko. Gdzieś pomiędzy tym można też znaleźć majaczące akcenty świeżego siana. W smaku wyraźnie palone, czekoladowe, o gładkiej strukturze z zaznaczoną delikatnie wędzonką, która nie dominuje nad piwem. Wytrawne, przyjemne i wyraźnie sesyjne. Takie piwa świąteczne to czysta przyjemność - oby tak dalej ;)